„…NIC ZŁEGO NIE ZROBILI. ONI WALCZĄ O WOLNOŚĆ…”
To było zimowe przedpołudnie w czasie stanu wojennego. Matka zabrała swoją kilkuletnią córeczkę do Warszawy na zakupy. Dla dziewczynki taka wycieczka była wielkim wydarzeniem. Aby dojechać na miejsce trzeba było jechać kolejką, a potem tramwajem. Zawsze podczas takich podróży mała mogła liczyć na to, że „naciągnie” mamę na jakieś słodkości.
Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo miło i atrakcyjnie. Posiadając talon na zakup butów, obie udały się do sklepu, mieszczącego się w dawnym budynku „Universalu”. Gdy wyszły z obuwniczego skierowały się w stronę przejścia podziemnego tuż przy Rotundzie. I wtedy, gdzieś na wysokości ulicy Widok, usłyszały i zobaczyły manifestację przemieszczającą się Jerozolimskimi w kierunku Śródmieścia. Uczestnicy manifestacji szli spokojnie, mieli ze sobą flagi, transparenty. Idąc, głośno krzyczeli: Solidarność…Solidarność…
Obie przystanęły. Wsłuchiwały się w te niespodziewane głosy. Dziewczynka zapytała:
– Mamo, dlaczego ludzie idą po ulicy? Co oni robią?
Kobieta odpowiedziała:
– Dziecko, to idzie manifestacja Solidarności. Oni wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko stanowi wojennemu. Chcą wolności. Patrz, tak tworzy się historia. To bardzo ważne.
Mała słuchała słów matki i nawet zaczęła machać do ludzi na ulicy. Stały jeszcze spokojnie chwilę, gdy nagle nie wiadomo skąd, jak za naciśnięciem guzika, z podziemi, wyłoniły się brygady ZOMO. Pojawiły się też armatki wodne. Stanęły tramwaje, autobusy i samochody. Zablokowano ulice. Zomowcy nacierali głównie od strony hotelu Forum, ale tak naprawdę byli wszędzie i opanowali całą okolicę obecnego ronda Dmowskiego. Zaczął się przysłowiowy kocioł.
Matka i dziewczynka stanęły jak zamurowane, przerażone coraz bardziej, tym co się dzieje. Kobieta ocknęła się w chwili, gdy zauważyła, że w ich stronę biegnie zomowiec, który w ręku trzymał pałkę. Nie miała wątpliwości: leciał prosto na nie! W sekundzie chwyciła córkę za rękę i zaczęły uciekać. Dziecko było tak wystraszone, że przeskakiwało klomby rozstawione po drodze, jakby była sarenką. Wiała, ile tylko miała sił w małych nóżkach.
Po chwili, obydwie uciekinierki znalazły się na ulicy Widok. Wystraszone zatrzymały przed drzwiami kawiarenki. Zdesperowana matka waliła w drzwi i krzyczała, że jest z dzieckiem i żeby wpuścili. Po kilkunastu sekundach były w środku. Były bezpieczne!
Pod wpływem niespodziewanych emocji – strachu i przerażenia- dziecko musiało do ubikacji. Niestety okazało się, że w lokalu nie ma wc. Trzeba było wyjść na zewnątrz. Ludzie odradzali, matka zdecydowała, że muszą iść. Zanim wyszły, kobieta spojrzała przez okno i zobaczyła przy samej kawiarni „sukę” i rozjuszonych zomowców, brutalnie wyciągających ludzi z pobliskiego „Zodiaku” i pakujących ich do podstawionych więźniarek. Tam toczyła się prawdziwa bitwa. Zauważyła również, że przy samochodzie stoi wyższej rangi milicjant. Postanowiła podejść do niego i zapytać czy może z dzieckiem iść do toalety, tu w sąsiednim podwórku. Matka do dziś pamięta te obłędne oczy człowieka w mundurze, przesycone nienawiścią i krótkie: Proszę iść!!!
Gdy tylko weszły w bramę, jacyś ludzie proponowali im schronienie we własnym domu. Nieufna i wciąż przerażona matka, nie wiedziała kim są i czego mogą chcieć. Dramatyczna sytuacja spowodowała, że młoda kobieta, nie miała zaufania do nikogo. Wiedziała tylko jedno: za wszelką cenę musi bronić swojego dziecka. Gdyby była sama, pewno przyłączyłaby się do protestujących…
W desperacji znów podeszła do milicjanta. Zapytała, czy mogą zejść do podziemnego przejścia, aby przedostać się do tramwaju, i że znalazły się tu przypadkowo i chciałyby wrócić do domu. –Ja Pani pomocy nie zapewnię, proszę pod tymi murami przechodzić. Może się Pani uda…
Szły prawie po ścianach budynków, co jakiś czas chowając się i wreszcie trafiły do przejścia podziemnego. A tam… trwała wojna. Wrzaski zomowców. Krzyki pałowanych ludzi i rozpuszczony gaz, który nie pozwalał oddychać. To nie były przeszkody dla matki, która jakimś cudem przedostała się w plątaninie zakamarków przed schody na ich przystanek. Resztką sił dobiegły do tramwaju. I tu historia znów się powtórzyła. Motorniczy nie chciał ich wpuścić. Po prostu bał się otworzyć drzwi, bo mogło wpaść ZOMO i powyciągać ludzi.
Jednak warszawscy pasażerowie natychmiast zareagowali. Jakaś starsza Pani krzyczała: Otwieraj Pan! Niech Pan otworzy te drzwi i wpuści matkę z dzieckiem! Gdy obie dostały się do środka usłyszały słowa tej Pani: O Boże, jak za okupacji, o Boże-Gestapo! Czego ja dożyłam?!
Po chwili, wciąż wystraszona, ale już bezpieczna dziewczynka zapytała: Mamo, dlaczego ci panowie biją tych ludzi? Co oni złego zrobili?
Z wnętrza, zatłoczonego tramwaju padła odpowiedź: Nic złego nie zrobili. Oni walczą o wolność. Ale to dziecinko zrozumiesz, jak będzie duża.
Dziś ta mała dziewczynka jest dorosła, zrozumiała te słowa. Dziś wie, jak straszna i przerażająca była droga Polaków ku odzyskaniu wolności. I jak trzeba postępować, aby tę wolność pielęgnować i nie pozwolić, aby była utracona, nawet w najmniejszym stopniu.
Zgodnie ze słowami Św. Jana Pawła II:
„Wolność jest wielkim dobrem wówczas, kiedy umiemy świadomie jej używać do tego wszystkiego, co jest prawdziwym dobrem. Wolność jest w niebezpieczeństwie tam, gdzie ludzie ograniczają swe spojrzenia tylko do kręgu własnego życia i nie są gotowi angażować się bezinteresownie na rzecz innych.”
Dziś mamy pełną świadomość, że za dramatyczne wydarzenia stanu wojennego odpowiadają ludzie, którzy stali na straży reżimu komunistycznego. Władze, które pod dyktando sowieckiej Rosji brutalnie i bestialsko miażdżyły wszelkie przejawy walki o wolność. To Polacy -Polakom zgotowali ten los. Władze komunistyczne w pełni świadome swoich czynów, z ogromną siłą uderzały w protestujących, zupełnie nie ważnym było, że ci ludzie to ich rodacy. Manifestujących traktowali jak zagrożenie, które mogłoby zniszczyć komunistyczny ład. Komuniści posyłali uzbrojone oddziały ZOMO i wojska naprzeciw bezbronnym ludziom, aby unicestwić tych, którzy pod sztandarami “Solidarności” mieli odwagę, aby wyjść na ulicę i rozpocząć walkę o wolność.