Halina Świrska
Gdy kilka dni temu porządkowałam stare papiery, natrafiłam na gruby zeszyt, w którym 40 lat temu, jako nastolatka, przepisywałam sobie różne wiersze. Na pierwszej stronie widnieje ten:
Ktoś ty?
Siną ci mgłą zachodzą oczy,
Po piersiach Twoich depce kat;
Coś ci ciężarem serce tłoczy…
Ktoś Ty?
– Twój brat.
Czoło podnosisz w niemej męce,
Usta Ci dziwnie drżą
I dziwnym ruchem łamiesz ręce…
Szepcesz:
– Nic ja… Tam inni mrą…
Wokół więzienne, czarne mury;
Oddechu w piersi brak…
I tylko myśl ci mknie do góry,
Ta jeno wolna – ptak.
Hej, sinym cieniem twarz się mroczy,
Świsnął więzienny bat.
Łzami krwawymi zaszły oczy…
Ktoś ty?
– Twój brat.
Wiersz jest podpisany: Teresa Bogusławska. A na kolejnych stronach zeszytu jeszcze kilka równie przejmujących wierszy tej samej Autorki. Kim była? Nie pamiętam, bym uczyła się o niej w szkole, nie wiem, skąd znałam te wiersze, gdzie je znalazłam… Wiem, dlaczego przepisałam – bo i dziś mnie poruszają.
Teraz, w czasach Internetu, z łatwością mogę poszukać informacji i o Autorce, i o jej poezji. Oczywiście, znajduję jej imię i nazwisko w Wikipedii, na stronie www.1944.pl/powstancze-biogramy, są o niej artykuły jako o najmłodszej poetce Walczącej Warszawy. Ze zdumieniem odkrywam, że te piękne wiersze, które zachwyciły mnie przed laty, które i teraz poruszają mnie do głębi, pisała… nastolatka. Pisała je mając tyle lat, ile miałam ja, czytając je po raz pierwszy… Teraz czytam je pewnie w inny sposób, moją uwagę zwraca ich niezwykła dojrzałość. Tylko wielki talent, wielka wrażliwość, zdolność do współodczuwania i przeżyte cierpienie mogły zaowocować w taki sposób. Kim była?
Teresa Bogusławska to rodowita warszawianka. Urodziła się 13 lipca 1929 roku w domu przy ul. Kanonii. Jej tata, Antoni, był oficerem WP, odznaczonym Virtuti Militari za udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, ponadto poetą i dziennikarzem, a mama – Maria z Wolszczanów – lekarką-okulistką. Tereska miała też starszego o 10 lat brata, Andrzeja. Polska, patriotyczna rodzina, w której normą była obywatelska aktywność i zaangażowanie.
Kiedy Niemcy najechały Polskę, Tereska miała zaledwie 10 lat. Jej beztroskie dzieciństwo skończyło się bezpowrotnie. Ojciec 31 sierpnia 1939 roku pożegnał się z rodziną. Jako oficer dyplomowany został przydzielony do dyspozycji generała Władysława Sikorskiego i wraz z nim 17 września opuścił kraj… Córka miała go już nigdy więcej nie zobaczyć… Podobnie jak brata, który po odbyciu kampanii wrześniowej w 1 Pułku Ułanów przedostał się na Zachód, a jako cichociemny ps. „Piorun” został zrzucony w maju 1944 roku na Lubelszczyźnie. Ani matka, ani Tereska o tym nie wiedziały…
Podczas oblężenia Warszawy we wrześniu 1939 roku zostaje zniszczone mieszkanie na Kanonii i Tereska z mamą przenoszą się na ul. Mazowiecką. W czasie Bożego Narodzenia mama zabiera córkę i jej koleżanki do Szpitala Ujazdowskiego, żeby wręczyły rannym żołnierzom drobne podarunki. To ważne przeżycie dla dziewczynek, wciągają w podobne działania inne koleżanki. Jest okupacja, Tereska uczy się pilnie, jak przed wojną, w gimnazjum Cecylii Plater-Zyberkówny, które oficjalnie staje się szkołą krawiecką. Jeszcze przed wojną układała różne rymowanki, teraz zaczyna przelewać na papier to wszystko, co tak głęboko i boleśnie odczuwa – powstają jej pierwsze wojenne wiersze.
W 1941 roku pisze między innymi:
… Dlaczego nie mam takiej mocy,
Żeby z człowieka stać się wiosną,
Pomagać kwiatom, kiedy rosną,
Woni i ciepła dodać nocy?…
Dlaczego nie mam takiej mocy,
Aby wydźwignąć świat z niedoli,
Żeby odeszło to, co boli,
Tak, jak odchodzą cienie nocy?…
(…)
Jesienią tego samego roku 12-letnia Tereska zostaje harcerką – wstępuje do 6. Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerskiej Szarych Szeregów. Wraz z innymi zanurza się w konspiracji – poznaje zadania „małego sabotażu”, szykuje środki opatrunkowe i marzy o wolnej Polsce. Przełożeni dostrzegają jej talent i polecają pisać. Teresa tworzy patriotyczne hasła, które następnie są przyklejane do niemieckich plakatów. Niemcy są wściekli, gdy na ich afiszach pojawiają się słowa: „Przez krew, łzy i cierpienia do wolnej Polski”. Teresa pisze także wiersze, które zdarza jej się recytować na wieczorkach poetyckich organizowanych w prywatnych mieszkaniach. Pisze ich coraz więcej. W tych utworach odbija się groza rzeczywistości oglądanej i doświadczanej na co dzień na ulicach okupowanej Warszawy. Ale także zwyczajne, drobne radości i smutki, dziewczęce marzenia:
Tak jestem pełna wiosny,
Tak jestem pełna słońca,
Że śpiewać chcę i śmiać się
I szaleć – hej! bez końca!
I cały świat wokoło
Tak dziwnie jest radosny –
Ja jestem pełna słońca
Ja jestem pełna wiosny…
Tak jestem pełna wiary
Nadziei i miłości,
Że jakieś dziwne święto
W całym mym sercu gości…
Pełna jest moja dusza,
Bez żadnej, żadnej miary
Nadziei i miłości
I pełna słodkiej wiary…
To wiersz z 1943 roku. Mimo grozy okupacji, 14-letnia Tereska jest przecież po prostu rwącą się do życia dziewczynką… Z tego samego roku pochodzi wiersz datowany na 17 X:
Stali już szeregiem. Jeszcze czas. Za chwilę.
Głowa pęka od myśli natłoczonych huku…
Jakże drogie są płyty warszawskiego bruku
I jakie o tej porze dziwnie lśniące w pyle…
Po kamiennych kwadratach cień wieczoru kroczy…
Kontur płyt pamięć chłonie bezwolnie, uparcie…
Ot, tak by dobrze było stać tutaj na warcie
W wygodnej rogatywce, zsuniętej na oczy.
Lęk, lęk zdradziecki, upiorny, nikczemny,
Wewnętrzną a żelazną przytłaczany wolą,
Nagle wypełza zewsząd – nieujęty, ciemny…
Jakże drżą nogi, jak ciężą i bolą!
Już czas…
Tak dobrze by zobaczyć w tej chwili ostatniej
Jakiś znak siły własnej i pamięci bratniej
Choćby maleńki skrawek purpurowo-biały…
Już czas…
Stłum, o miasto, codzienną swą wrzawę,
Stań zamarłe w tę chwilę jedyną –
Wszak za Ciebie, za Ciebie to giną!
Oni giną za Ciebie, Warszawo!…
Czy już?
Miota się oficerek, komendant eskorty,
Zapieniony wściekłością, w chodnik wali nogą:
– Ulica obstawiona? Nie puszczać nikogo!
Stać tu równo! Warować! Warszawskie wy czorty! –
Już czas…
Nie myśleć…
Gdyby można tak skłuć bagnetami,
Bić w gotowe do strzału czarne karabiny
I nie czuć w sobie grozy, lęku przed kulami,
Ani bezsiły strasznej, jako tej godziny!…
Już czas…
Daj, Matko Boża, polskiemu ludowi
Przeświętą moc wytrwania na płonące dni;
Daj, niechaj się duch jego wzmocni i odnowi
I niechaj serce jego czystym ogniem lśni!…
Już czas…
Śmierć tuż… Przebiega tuż…
Salwa.
… Warszawo święta! Warszawo!…
… To już…
Pod koniec tego samego roku, zimą, Tereska napisała wiersz „Ktoś ty?”, przytoczony na początku, pierwszy, który przepisałam przed laty do zeszytu. Napisała go jeszcze przed swoim uwięzieniem… Bicie, tortury – to wszystko było jeszcze przed nią.
Nadchodzi 1944 rok. W styczniu Tereska pisze:
Wiozą ich często nocą w ciemną dal bez końca;
Nikt wtedy nie rozpacza i nikt nie wie o tym,
Tylko księżyc zza chmury śle chyżego gońca,
By w karabinach straży rozbłysnąć się złotem.
Wiozą ich często nocą, gdy nikt o tym nie wie,
Kiedy sen mówi matkom: – Jego zwolnią wkrótce –
I tylko odgłos strzałów wyzna w swoim śpiewie,
Że to jest pierwsza nuta w wyśnionej pobudce…
W Środę Popielcową, 23 lutego 1944 roku, Tereska – idąc rano do szkoły – zobaczyła w Alejach Jerozolimskich kobietę płaczącą przed czerwoną płachtą niemieckiego obwieszczenia podającego nazwiska rozstrzelanych zakładników. Zadziałała impulsywnie. Zbyt impulsywnie. Wiedziona współczuciem wyjęła z kieszeni ulotkę z hasłem i nakleiła na afiszu… Dostrzegł ją niemiecki szpicel i pochwycił, by zaprowadzić na gestapo. Teresa nie pierwszy raz rozklejała hasła. Robiła to ona, robiły jej koleżanki, zawsze starannie obserwując najpierw okolicę i wystrzegając się tajniaków. Tym razem było inaczej. I Teresa została złapana w czasie „wrogiej działalności przeciwko władzom okupacyjnym”. Została osadzona w celi na Pawiaku, skąd, jak tylu innych, Niemcy wozili ją na przesłuchania do gestapo na osławioną ulicę Szucha. Rośli mężczyźni na różne sposoby bili, torturowali i szantażowali tę dziewczynkę, liczącą sobie wówczas 14 i pół roku, aby powiedziała, do jakiej organizacji należy, aby podała pseudonimy, nazwiska i adresy… Mimo tortur i olbrzymiej presji Teresa nie wydała nikogo.
Po paru tygodniach, kiedy osłabiona torturami, głodem i zimnem Teresa rozchorowała się poważnie, Niemcy zaprzestali śledztwa. Dzięki usilnym staraniom matki oraz dr Marii Degi, żony znanego profesora ortopedy, udało się ją wydobyć z czeluści Pawiaka. Musiała jednak co dwa tygodnie meldować się na gestapo. Chorą, jak się okazało, na gruźlicę, i wynędzniałą harcerkę matka zawiozła do swego brata, również lekarza, do sanatorium w Otwocku. Odpoczynek i staranna opieka sprawiły, że młody organizm zdawał się pokonywać chorobę – pod koniec lipca Teresa była już w całkiem dobrym stanie.
Usilnie starała się przekonać matkę, żeby pozwoliła jej wrócić do Warszawy, wszak zbliżała się upragniona godzina W… Matka ustąpiła i wybuch Powstania Warszawskiego zastał Teresę w mieście, wśród innych harcerzy. Choć bardzo tego chciała, nie pozwolono jej na wzięcie bezpośredniego udziału w walkach. Szyła biało-czerwone opaski, kompletowała apteczki, rzeźbiła ryngrafy z Matką Bożą. Złe warunki, stałe napięcie, głód – i Teresa zachorowała na anginę, potem szkarlatynę. Ledwie trzymając się na nogach opuściła Warszawę wraz z matką, która zdołała zabrać z mieszkania to, co najcenniejsze – wiersze córki. Znalazły schronienie w obozie dla chorych w Tworkach.
Pod wpływem dramatycznych przeżyć, zaznanego i widzianego cierpienia, pod wpływem obrazów walczącej, płonącej Warszawy, które nosi pod powiekami, Teresa znowu zaczyna pisać. Z charakterystyczną dla siebie wrażliwością na przeżycia innych, pierwszy wiersz poświęca warszawskim matkom:
Matce
Spłynie ku Tobie jego anioł stróż.
By Ci powiedzieć o wieczornej porze,
Że mu jest dobrze wśród niebieskich zórz,
Gdzie go uśmiechy błogosławią Boże…
A kiedy zaśniesz, da Ci jasne sny
I nad Twą głową skrzydła swe roztoczy,
I tchnie synowskim pocałunkiem z mgły
Na Twe matczyne wypłakane oczy…
Ból z powodu tragedii Warszawy, ale także nadzieja na jej przyszłe odrodzenie znajdują ujście w kolejnych wierszach:
Warszawie
Rozciągnęła nad Tobą noc skrzydła,
Rozciągnęły się mgły nad Tobą,
W burz i wichrów spętanaś wędzidła,
I płomienie Ci ognia – ozdobą.
Rozpętały nad Tobą się burze,
Zaświeciły Ci łuną łez krwawą,
Lecz Tyś wyższa, Tyś wzrosła ku górze,
O, męczeńska! – O, święta, Warszawo!
Gdy Ci grały szatańsko szrapnele,
W tobie wzrosło wielkości tak wiele,
Że nie zmogła jej siła i zbrodnia.
Zahartowałaś się we krwi i w ogniu
I moc swoją zachowasz na wieki,
Moc, co w każdym już żyje przechodniu,
Tętni w murach, gra w nurtach tej rzeki.
Takaś dumna, wyniosła i żywa,
Taka jesteś promienna i krwawa…
Dzwon się głuchy w oddali odzywa…
Klękam w prochu przed Tobą, Warszawo!
List (19.X.1944)
Nie żegnaliśmy Ciebie z rozpaczą
Nie słuchaliśmy w drodze drzew płaczu –
I odeszliśmy, zda się, pogodnie
Z piosnką o tym żołnierzu – tułaczu.
…Bo nie wolno nam teraz, nie wolno
Serc swych łamać w takiej żrącej męce:
Mamy trudy przed sobą ogromne
A do pracy tylko własne ręce…
Więc też oczy nasze w długiej drodze
Oczy nasze nie biegły ku Tobie –
I zostałaś, samotna i wielka,
Rozmodlona w swojej strasznej żałobie.
My nie będziem tam płakać za Tobą,
Choćby serca w strzępy nam się darły,
Będziem mówić o Tobie w obozach,
Jak o żywej, nie jak o umarłej.
I dopiero po miesiącach… latach…
Kiedy skończy się nasza udręka,
Nadciągniemy, jak ptaki do gniazda,
By przed Tobą w milczeniu pokwękać
By powiedzieć, cudownej i świętej,
Żeś nam w sercach rozpaliła jasno
Taką miłość i wiarę, i siłę,
Że do śmierci nie zgasną, nie zgasną…
Wstanie wtedy świt przedziwnie jasny,
Świt perłowy z wstęgą tęczy mgławą…
Ty się zbudzisz do nowego życia,
Nasza, wielka, wyśniona Warszawo!
Teresa słabnie coraz bardziej. Ostatni wiersz pisze 6 grudnia 1944 roku:
Takieś mi jest odległe…
Zachodzące słońce rozbłysnęło Bogiem,
A wśród pustego pola pewnie kona dzień…
…Takieś mi jest odległe, a tak bardzo drogie
Miasto moje promienne, miasto moich śnień…
Pewnieś teraz purpurą rozlśniło i złotem-
…Ach, tak… U tamtych teraz zmiana wart –
Ja wiem, że Ty przeczuwasz tę moją tęsknotę,
Że serce Twe gasnące z mego czerpie hart…
Pewno dlatego ono tak przedziwnie chore
I pełno w nim pustki, co rozsnuta w krąg.
…Jaka martwota zeszła na ziemię wieczorem…
Może nadzieja zgasła razem z dniem wśród łąk?
…Ach, pomyśl – Tyś tak smutna jako serce Boga,
Popatrz: Tak dziwnie mroczna i tajemna dal…
Pośród Twych krwawych gruzów przystanęła trwoga…
..Tak mi żal. Tak mi strasznie, bezgranicznie żal…
W końcu grudnia matka szuka ratunku dla córki w Zakopanem. Może zmiana klimatu przyniesie ulgę choremu dziecku? Zamiast poprawy następuje gwałtowne pogorszenie. W końcu pada diagnoza: gruźlicze zapalenie opon mózgowych. Teresa Bogusławska, harcerka Szarych Szeregów, poetka umiera 1 lutego 1945 roku. Umiera świadomie i spokojnie, prosi, żeby pochowano ją obok żołnierzy poległych w Powstaniu. Żyła zaledwie 15 i pół roku, pozostawiła kilkadziesiąt wierszy i matkę pogrążoną w rozpaczy. Jej ciało spoczęło w kwaterze 26 na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach obok poległych Powstańców, a jej grób wieńczy kamienny krzyż zdobny koroną cierniową. Wyryto na nim fragment jednego z wierszy Teresy:
Ciężka, ach, jakże ciężka cierniowa korona…
Jej ból szarpiący skronie, Warszawo Ty znasz!
Rodzice i brat Teresy przeżyli wojnę – ojciec pozostał po wojnie w Anglii. Bardzo przeżył śmierć córki. Dzięki jego staraniom jej wiersze zostały wydane w Londynie w 1946 roku po polsku, rok później w przekładzie na angielski.
Antologię jej utworów zatytułowaną „Wołanie z nocy. Wiersze najmłodszej poetki warszawskiej czasu wojny” przygotował w 1979 roku Józef Szypka.