Z czerwonym to ni ma rozmowy

A POTEM STAŁEM POD TĄ BRAMĄ STOCZNI I PŁAKAŁEM…

Jest sierpień 2013 roku. Stoimy na podwórzu gospodarstwa. Właśnie cała rodzina wydobywa
z czeluści suszarni zżółkłe liście tytoniu. Pół litra oleju opałowego na kilogram liści. Czyli ze dwa złote na kilogram, a kilogram szóstej klasy w fermentowni kosztuje około złoty sześćdziesiąt. Średni interes.

Stoimy na tym podwórzu z dziadkiem, którego synowie i wnuki uwijają się przy tytoniu, a on tylko patrzy, podpierając się kijkiem i wdychając z inhalatora. Astma. Astma i osiemdziesiąt lat. Całe życie przy gospodarce na tych ośmiu hektarach wśród lasów.

– Teraz to, panie, synowie robią. Ja to się wykańczam. Jak tylko to mam – wskazuje na inhalator – to jakoś dojdę. Ale się wykańczam. Komuna mnie nie wykończyła, ale ta astma to tak.

– A jak komuna wykończała?

– A to, panie, różnie. Kołchozy chcieli, w ogóle. W wojsku…

– W wojsku?

– No tak. Jak ja im powiedział, panie, że liczy się Bóg, honor i ojczyzna to mało jeich szlag nie trafił, tylko skakali jako te małpy nade mną. Ale przedtem to cieszyli mnie, że to przepustka będzie.
A to zapisz się, mówił mnie ten politruk, to do domu będziesz jeździł… Tako mnie cieszył…

– A który to był rok?

– Pięćdziesiąty czwarty, panie, pięćdziesiąty czwarty. Jeszcze tu – pokazał kijem na las – jeszcze nasi chodzili, a ja byłem w tym wojsku w Tarnowie. Dwadzieścia jeden lat miałem. Ojciec przyjmował naszych, ale pod koniec to już w wielkim strachu. Ale ja jeszcze pamiętam, jak zaraz po wojnie przychodzili. Buty, panie, takie błyszczące, broń, wysokie chłopaki byli. A potem jak UB przyjechało do wsi i zrobili posterunek ORMO, to już tylko nocami i po kryjomu. A potem to ORMO nasi rozbili
a temu z górki, co się do nich zapisał, dali dwadzieścia pięć na gołą dupę, wyciorem dali, panie.
No i ORMO się skończyło, przynajmniej wtedy. A potem już było coraz trudniej. W tym wojsku to ani dnia przepustki nie miałem. A jak wychodziłem do domu, to ten politruk na koniec mi powiedział: wy to jesteście krnąbrny element, my o was nie zapomnimy. Tak sukinkot powiedział, patrzył się na mnie
i tak powiedział…

– A jak pan przyjechał do domu to już partyzantów nie było?

– Nie. Ostatnich chyba zabili na uroczysku – tam – wskazał kijem na północ, w stronę rzeki. Ojciec mówił, że zrobili obławę, słychać było strzały i potem ich przywieźli. Rzucili zabitych pod ścianą stodoły, oparli i fotografowali, tam, przy krzyżówce.

Szara stodoła po drugiej stronie drogi, dziurawy dach z wiórów, zielony mech.

Zapach tytoniu z suszarni unosił się w tym porannym powietrzu, słońce, kurz od drogi i praca.

– A potem ich zabrali i powieźli. Ludzie mówili, że potopili ich w jeziorze. Ale nie wiem. Ojciec mówił, że bał się jak przyjechało to KBW, że to po niego. A to przywieźli tamtych chłopców.

– A potem?

– Co potem…? Co potem… Ożeniłem się i synowie się porodzili. Długo my dzieci mieć nie mogli,
bo bez przerwy nas nachodzili i to przez tego politruka. Żona taka nerwowa się stała, że dopiero
w siedemdziesiątym pierwszym nam się starszy syn urodził. Ja się już jeich pytał, czego oni ode mnie chcą, a oni nic, tylko przychodzą i mówią, że to takie zainteresowanie mają. Ja myślał, że to przez to, że temu politrukowi powiedział, jak on mnie do partii zapisać się kazał, że ja Polak. Jak on na mnie skoczył: To co ty myślisz, że ja nie Polak?!  A ja mu, że ja tam nie wiem, kto on… To i potem przychodzili….

– I długo tak?

– A cały czas. Tu blisko ruska granica była, teraz to niby Białoruś, to ja czasem nie wiedział, którzy to przychodzą. Czasem przyjeżdżał taki, wchodzi do kuchni, jakiś papierek pakazuji, rozgląda się
i wyputuji. W końcu kiedyś ja wziął widły i jak na któregoś z tymi widłami… Panie, ale uciekał! Ale to później było. Bo jak po Ursusie i Radomiu było, to parę lat potem przyjechali do nas wczasowicze, ja
z nimi trochę pogadał, pogadał. No i młody jeszcze był, czterdzieści kilka lat miał, to się nie bał,
a głupi! Człowiek, panie, cały czas się uczy a i tak głupi jak był taki jest.

– Tak, prawda, jak był tak i jest…

– No więc jak te wczasowicze pojechały, to ja na jesień, po kartoflach, jak i już czasu więcy było, pojechał do nich, do tej Warszawy i się zapisał do kapeenu. No i był, czasem jeździł, ulotki były, ja dawał niektórym, ale tym najpewniejszym, co ich byli w lesie. A niektórzy to byli, a się nie ujawnili, więc i oni też brali…

– A UB się nie dowiedziało?

– Jakoś na początku był spokój, dopiero jak w sierpniu pojechałem ja do Gdańska, to zaczęli w gminie latać jak wściekłe psy.

– To był pan w Gdańsku?

– Tak, wsiadłem w pociąg w Augustowie i pojechałem. A potem stałem pod tą bramą stoczni
i płakałem. Ta mówię panu, stary chłop, a beczał jak dziecko. Takie to było.

– Tak, pamiętam…

– No i jak wróciłem, tośmy zaczęli organizować Solidarność. A że to blisko było ruskiej granicy to zaraz nam wsiedli na kark. Bez przerwy jakie kontrole przeciwpożarowe, a to weterynaryjne. Aleśmy się nie dali i oni potem jacyś grzeczniejsi byli, jak zobaczyli Wałęsę w telewizorze. Ale to krótko było. Potem jak stan wojenny wprowadziły to te ormowce chodziły z bronią po wsi i ludziom w okna stukali, jak kto do późna siedział. Ojciec to już stary był wtedy, z osiemdziesiąt lat już miał, tak jak ja teraz, jak taki syn zastukał, ojciec wziął pistolet ze stodoły co się został, wyszedł przed dom i strzelać
w powietrze zaczął….

– Co pan, i co mu zrobili?

– Ormowcy się pochowali, potem przyjechała grupa specjalna, dom nam wywrócili do góry nogami, ulotki znaleźli, powielacz w suszarni, jeszcze w stodole zakopanego diegtiarewa, ja nawet nie wiedział, że ojciec takiego ma. Ale staruszek na koniec całkiem już był bez rozumu…. Wzięli go i mnie też.

– Długo pan siedział?

– Dostałem półtora roku, a chcieli dać dziesięć za obalanie przemocą ustroju. Taki adwokat
z Warszawy przyjeżdżał, przyjemny człowiek był, jakoś wybronił. To w tym więzieniu ta astma się zaczęła. A ojca po tygodniu zwolnili, a potem zaraz umarł. Nie byłem na pogrzebie nawet.

– Gdzie pan siedział?

– W Barczewie. Żona raz przyjechała, tak to nie miała z kim zostawić gospodarki, chłopcy byli
w szkołach..

– A potem był osiemdziesiąty dziewiąty…

– A był, był. I teraz jak patrzę w telewizor, to ja się pytam, po co to wszystko było, te strajki, panie, ta stocznia… Bo wie pan, z czerwonym to ni ma rozmowy. Ja się tego nauczył w więzieniu i w wojsku. Jak się z nimi gada, to potem tylko patrzeć jak na złe to wyjdzie. Nie trzeba było gadać wcale, mówię panu. Trzeba było poczekać jeszcze trochę i sami by zdechli, a potem…. A potem to ja mówię – ktoś przecież ten komunizm robił. Tu u nas przecież też, ten Szostak, co potem był artysta ludowy,
a katował ludzi na UB, te ormowce wszystkie. Takich Szostaków było więcy, nie jeden. Bez kary to wszystko…. A i te rządy teraz fałszywców jednych to to samo jedne a jednakie jak tamte były. Mówię panu…

Jest sierpień 2013 roku.

Maciej Świrski

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.